Pavel Laube od lat należy do światowej czołówki gomoku. W poniższym artykule omawia swoją drogę do brązowego medalu, a jego największy sukces to drugie miejsce na mistrzostwach świata rozegranych w Tallinnie w 2013 roku.
Byłem tylko małym chłopcem, kiedy pod szkolną ławką doświadczyłem pierwszych bitew gomoku. W tym czasie zacząłem myśleć: czy w tym wielkim świecie są równie wielkie mistrzostwa świata gomoku? Gdzie od razu mógłbym zacząć grać i pokonać każdego? Co za głupie, dziecinne marzenia, ale kto był w stanie odgadnąć, że mogą się spełnić. Kilka lat później zacząłem na poważnie grać gomoku. Następnie pierwsze turnieje, zagraniczne wyjazdy, zauroczenie renju..., lecz społeczność gomoku była wciąż zbyt młoda i rzadka. Było wielu internetowych graczy, ale okazji mogliśmy konkurować tylko w kilku lokalnych turniejach błyskawicznych i dlatego gomoku zostało postrzegane jako "dziecinna gra", nawet dla naszych kolegów renju. Mieliśmy jednak nadzieję, że rozwój choć powolny, jest nie do zatrzymania. Dzięki wysiłkowi kilku gorliwych osób, w końcu mogliśmy się spotkać w prawdziwych zawodach, mistrzostwach świata gomoku w Pardubicach (Czechy). Była to dla nas okazja aby pokazać, że gomoku naprawdę nie jest dla dzieci i jest co najmniej tak dobre jak inne gry, włącznie z renju lub szachami.
Fakt, iż mistrzostwa świata gomoku miały miejsce równocześnie z zawodami renju był z pewnością korzystny, ponieważ poszerzenie mistrzostw powodowało możliwość wprowadzenia gomoku dla graczy renju i odwrotnie. Z drugiej strony, niektórzy najlepsi gracze musieli zdecydować którą grę preferują. Wszyscy byliśmy bardzo ciekawi i spięci organizacją i liczbą uczestników. Turniej kwalifikacyjny liczył ostatecznie 21 graczy z 8 krajów, który nie był z pewnością taki jak się spodziewaliśmy. Brakowało nam zwłaszcza większej delegacji z Rosji, która przysłała tylko dwóch graczy. Jakość była jednak z pewnością lepsza niż ilość czasu i mogliśmy zobaczyć mnóstwo dobrych graczy gomoku, którzy obiecywali zaciętą walkę o czołową ósemkę i bilet do finału.
Głównym faworytem całego turniej był prawdopodobnie Attila Demjan z Węgier, następnie Artur Tamioła z Polski. Po obu spodziewano się, że byli bardzo dobrze przygotowani. Wśród pozostałych faworytów mogliśmy na przykład zobaczyć innych świetnych polski graczy jak Nowakowski, Fitzermann czy Kozimor, Węgier Toth, Słowak Eged i lokalni gracze Nipoti i Kopecky. Oczywiście moje ambicje nie były małe. Mimo że nie przygotowywałem się do tych zawodów i moja motywacja do gry nie była na wysokim poziomie, byłem wciąż bardzo podekscytowany na myśl o poważnym graniu gomoku na długi czas. Oczywiście byłem ciekaw swojego występu. Szczerze mówiąc, przed kwalifikacjami nie miałem wątpliwości iż jestem w stanie dostać się do TOP 8 i to był mój pierwszy błąd. Po obiecującym początku nagle wpadłem do najgorszego koszmaru i ze względu na moją nieostrożność i fatalne błędy taktyczne, uzyskałem tylko pół punktu w rundach 3-6. Pod koniec drugiego dnia osiągnąłem najgłębsze dno w mojej karierze gomoku i myślałem o opuszczeniu rozgrywek natychmiast po zakończeniu kwalifikacji. Na szczęście sukces był wciąż w moich rękach. Wszystko co musiałem zrobić, to podnieść się i wygrać pozostałe trzy gry kolejnego dnia (5.5 punktu powinno wystarczyć aby awansować).
Następnego dnia wstałem ponownie w dobrym nastroju, wygrałem szybko tak pierwszą jak i drugą rundą i kiedy Fitzermann dał mi słodkiego surewina (pewną wygraną - przyp.red.) już po 6. ruchu w znanym mi otwarciu, byłem po prostu szczęśliwym facetem. Turniej kwalifikacyjny był najprawdopodobniej najcięższym zrywem w mojej karierze gomoku, lecz na koniec mogłem czuć się szczęśliwy. Było to dokładnie to, czego potrzebowałem przed finałem. Najwięksi faworyci dość spokojnie zabezpieczyli swoje miejsca w finale, lecz zdarzyło się kilka niespodzianek. Wei-Yuan Lu był najbardziej interesujący. Gracz renju, który przed turniejem nie grał swap2, osiągnął zaskakująco dobre wyniki i po szczęśliwym początku był w stanie awansować z 8. miejsca. Był także najlepszym przykładem korzyści płynących z zasady swap2, która sprawdziła się jako prosty, ale nadal dość skuteczny sposób aby uniknąć przygotowanych pozycji. Finałowa ósemka została wyłoniona i mogliśmy cieszyć się wolnym dniem. Następne trzy dni obiecywały bardzo interesujące widowisko.
Po pewnym bałaganie organizacyjnym, poznaliśmy pary dopiero w noc przed rundą. Było to wyjątkowo nieprzyjemne, zwłaszcza gdy uświadomiłem sobie iż moim przeciwnikiem będzie Attila Demjan i postawi mi swoje otwarcie. Nie było jednak czasu na rozpacz, rano szybko przejrzałem jego otwarcia w kwalifikacjach i nagle poczułem determinację do walki o zwycięstwo (dla zwiększenia motywacji przed meczem włączyłem moją ulubioną turniejową muzykę. Szczególnie polecam zwłaszcza słodki liryczny utwór Fuck the system autorstwa System of down, który był ostry i na tyle głośny aby znienawidzili mnie wszyscy wokół, a zwłaszcza mój przeciwnik). Attila postawił mi jedno ze swoich otwarć z kwalifikacji, którego w ogóle nie znałem. Wkrótce moja taktyka była dość jasna, chciałem zaskoczyć mojego przeciwnika najbardziej jak to możliwe. Wiedziałem, że spodziewa się po mnie dostawienia dwóch kamieni bądź grania czarnymi, widział mnie bowiem jako pasywnego gracza. Z tego powodu wziąłem białe i postanowiłem wykorzystać własną aktywność aby kontrolować grę i uciec od środka planszy. Już pierwszy jego ruch mnie zaskoczył. Spodziewałem się ruchu i9 lub nawet k8, ale definitywnie nie tego. Patrzyłem więc podejrzanie na planszę i wreszcie zagrałem oczywisty 6. ruch - j10. Jeśli 5. ruch mnie zaskoczył, to 7. był absolutnym szokiem. Byłem prawie pewny w moich poprzednich obliczeniach, że ten ruch nie jest dobry i o dziwo nie pomyliłem się. Po 11. ruchu mój przeciwnik był bez nadziei, ostatni ruch miał numer 14. Najszybsza gra pierwszej rundy i skalp głównego faworyta... nie jest źle. Radośnie wstałem i udałem się cieszyć lunchem. Jak Attila mógł popełnić taki błąd w swoim otwarciu, to jest wciąż mała tajemnica dla mnie. Prawdopodobnie zaskoczyłem go bardziej, niż mogłem odgadnąć.
Moim kolejnym przeciwnikiem był Michał Żukowski. Był graczem numer jeden i położył mi moje ulubione otwarcie pro. Był w stanie pokonać mnie dość łatwo w kwalifikacjach, więc zachowałem czujność. Tym razem wziąłem czarne i zagrałem ruch, który oczywiście miał mniej przeanalizowany. Jego następny ruch jest dość rzadki i wkrótce okazało się dlaczego. Przez 12 ruchów utrzymałem tempo i w końcu zacząłem budować sobie pozycję. Moja taktyka była prosta. Zabezpieczyć dół i atakować na górze. Po moim ostatecznym ataku 19-e10, bardzo mnie jednak zaskoczył. Byłem tak skoncentrowany na górnym rejonie, że absolutnie nie spodziewałem się jakiegokolwiek ataku na dole 22-h4 ! Szybko zdałem sobie sprawę, że moją jedyną drogą aby zachować szanse na zwycięstwo, jest oddanie pola przeciwnikowi. Według moich obliczeń nie było wygranej na górze, więc zagrałem 23-d11 i czekałem co się wydarzy. Michał zagrał natychmiast 26-k6. Byłem zszokowany jego szybkością, lecz wciąż znalazłem wystarczająco dobrą obronę. Pod koniec mojego czasu akcja przeniosła się na prawą stronę i nie było dla mnie łatwe, aby zabezpieczyć możliwe kombinacje mojego przeciwnika. Byłem jednakże w stanie ponownie utrzymać tempo i nie mógł mnie więcej zablokować.
Byłem szczęśliwy z powodu wygranej w tak pięknej i długiej grze. Moim ostatnim przeciwnikiem pierwszego dnia był inny Węgier - Gergo Toth. Na szczęście otwierałem grę i nie wahałem się postawić mojego ulubionego narożnego otwarcia. Wiedziałem, że mój przeciwnik jest znacznie silniejszy w przeanalizowanych pozycjach na środku planszy. Gergo dostawił, wziąłem białe i on grał bardzo szybko swoje następne ruchy, sugerując że dobrze się przygotował do mojego otwarcia. Grałem trochę nietradycyjne ruchy, aby móc go zaskoczyć i 8-g7 wydawał się nagle bardzo dobry. Przeciwnik próbował odpowiedzieć na dole planszy, lecz nie było wystarczająco dużo miejsca na jakiegokolwiek realne zagrożenie. Mój kluczowy ruch 12-f8, a następnie zignorowanie czarnego i mocnym krokiem podąża na wolną przestrzeń. Przez 14. ruch mój pomysł stał się jasny, mam dużą przewagę pozycyjną i byłem pewny iż wygram, chociaż w przypadku najlepszej obrony nadal nie byłoby to łatwe. Mój wyczerpany przeciwnik nie zagrał jednak idealnie i jego ostatni błąd pojawił się w 23. ruchu. Później miałem już VCT. Pierwszy dzień finału zakończył się i mogłem być maksymalnie zadowolony z mojego wyniku jak i gry. Maksymalną ilość punktów miał również Artur Tamioła, który na finał przygotował bardzo słodki schemat i miażdżył nim przeciwników na swojej drodze. Za nami byli dwaj gracze z dwoma punktami. Attila, jak też Lu, który zaskakująco pokonał Nowakowskiego i Nipoti. Vladimir nie docenił go. Reszta zawodników nie miała już prawie szans na tytuł, co za zaskakujący początek turnieju.
Pierwszym przeciwnikiem drugiego dnia był mój "prawie kolega z kraju", Vladimir Nipoti. Spodziewałem się trochę dzikiego otwarcia, ale Vlada zaskoczył mnie i grał śmiało w rogu. Wziąłem czarne i ze spokojem przez 15-g7, planowałem natychmiast przejąć inicjatywę. Mój kolejny ruch był jednak zbyt optymistyczny i po 18-f7 nagle zacząłem czuć się niekomfortowo. Nie doceniłem prawej części planszy i nagle wstąpiłem w krzyżowy ogień. Zacząłem myśleć bardzo głęboko, aby przetrwać musiałem zachować kontrolę nad górną częścią i jednocześnie pozostać żywym na prawej stronie. W końcu nie znalazłszy żadnej bezpośredniej wygranej, skonstruowałem defensywny plan od 19-d9. Mój przeciwnik nie wahał się zaatakować i po 24. ruchu miałem w tym samym czasie do rozwiązania dwa niebezpieczne obszary, lecz mój magiczny ruch był prosty - 25-f9!. Wszystko nagle miało sens, nie było VCT z lewej strony i moje połączenia na górze były wystarczająco dobre aby kontrolować prawą stronę, która jednak wciąż wyglądała nieźle do ataku. Nie miałem wątpliwości, że mój przeciwnik wybierze atak przez 28-i6 i byłem przygotowany na to. Kiedy Vlada kontynuował atak, mogłem szczęśliwie zamknąć cały mój plan, kończąc pięknym 45-f10, który dał mi kontrolę nad całą planszą. Zacząłem swój atak na prawej stronie, używając kilku wcześniejszych błędów rywala i na szczęście po 56-i9 mój przeciwnik nie mógł już więcej bronić. Była to prawdopodobnie moja najbardziej interesująca gra w mistrzostwach. Coraz bardziej zacząłem się cieszyć grą.
Przed decydującą partią z Tamiołą, miałem wyzwanie jego rodaka - Macieja Nowakowskiego. Wiedziałem, iż jest bardzo mocnym graczem, lecz on najprawdopodobniej nie był na bieżąco z postępem w teorii otwarć odkąd na długi okres był poza światem gomoku. Przypuszczałem również, że jego motywacja do przygotowania się nie jest zbyt wysoka po pechowym początku turnieju, który nie dał prawie żadnych szans na dobre miejsce. Właśnie dlatego bez obaw postawiłem mu moje dobrze znane otwarcie pro, mając nadzieję uwięzić go w teorii. Mój plan działał dobrze i Maciej wydawał się rzeczywiście bardzo zagubiony po tym jak postawiłem swoje otwarcie. W przeciwieństwie do gry z Żukowskim, wybrałem popularny wariant 5-f7 i mój przeciwnik był jeszcze bardziej zagubiony. Myślał prawie 50 minut aby postawić niezwykły ruch 6-f8 ! Nie była to jednak zła decyzja, ta nieznana pozycja nie jest łatwa do grania i uniknął grania wedle teorii. Chciałem grać spokojnie i używać mojej ogromnej przewagi czasowej, więc może nie zagrałem najlepszych ruchów 7-13. W tym momencie jednak mnie zaszokował, 14-j7!, na pierwszy rzut oka ładny atak, ale w rzeczywistości nie musiałem długo myśleć, moje następne ruchy nagle były tak naturalne, 15, 17, 19 ! Zagrożenie ze strony białych pozostało nietknięte, ale wciąż nie mógł nigdzie zagrać. Co więcej, obrona wydawała się niemal beznadziejna. Wyczerpany Maciej grał do końca czasu, 20-e9 i porażka.
Miałem około dwóch godzin aby przygotować się do następnego, bardzo ważnego spotkania. Niestety również mój drugi wielki przeciwnik stawiał mi otwarcie, tym razem mogłem się spodziewać dzikiego schematu. Natychmiast zdecydowałem przygotować dostawkę, wiedząc jak trudne te otwarcia mogą być. Szybko sprawdziłem kilka możliwości i ostatecznie wybrałem 4-g8, 5-i7. Bez zastanowienia zagrałem 6-g9 i rozpocząłem dalsze analizy, które wydawały się dla mnie dość satysfakcjonujące. Jak bardzo się pomyliłem..., przyszedłem do stołu, dostawiłem i czekałem. Wreszcie mój przeciwnik wybrał białe i zagrał 6-i9!, od razu wiedziałem że coś złego się dzieje. Rzeczywiście, nie mogłem znaleźć żadnego ruchu i szybko przegrałem. Partia, która mogła przynieść mi tytuł mistrza świata zakończyła się wstydliwą porażką w 14. ruchach, wszystko z powodu mojego nieostrożnego przygotowania.
Na koniec wszystkie trzy gry pomiędzy liderującą trójką, które miały decydować o zwycięstwie trwały do 14. ruchu bez jakiejkolwiek realnej gry. Jak to jest możliwe? Nie mam pomysłu, lecz proszę nie brać z nas przykładu.
Sytuacja stała się nagle bardzo ciężka. Trzej gracze mieli tyle samo punktów i nadzieję, iż ostatnia runda ich oceni. Próbowałem nie myśleć o mojej poprzedniej głupiej porażce i skoncentrować się na finałowej grze. Moim przeciwnikiem był Wei-Yuan Lu, który uzyskał już 3 punkty, co było dość nieoczekiwane i wystarczało na 4. miejsce ! Naprawdę wielki sukces dla Tajwanu i miejmy nadzieję zobaczyć więcej tajwańskich graczy gomoku następnym razem. Tym razem mogłem postawić otwarcie i chciałem wykorzystać braki doświadczenia mojego przeciwnika. Otwarcie l3-h12-g6 jest bardzo skomplikowaną pewną wygraną białych, ale nie martwiłem się. Rzeczywiście, mój przeciwnik umieścił bardzo dobrą dostawkę. Wziąłem czarne i próbowałem wydostać się z rogu. Na szczęście Lu nie był tak skuteczny w swoich posunięciach jak przy dostawce i zamknąłem mój plan dość łatwo przez 17-i5.
Szczęśliwie podniosłem się, moja część była załatwiona. W pozostałych grach Arczi walczył z Gergo w bardzo wyrównanej grze, a Attila był bliski wygranej. W przypadku straty punktów przez Arcziego byłbym mistrzem. Dawaj Gergo..., lecz kiedy wróciłem ze śniadania sytuacja uległa zmianie. Zmęczony Gergo popełnił kilka błędów. Attila, Arczi i ja mieliśmy tyle samo punktów i takie same współczynniki, ale organizatorzy potrzebowali tylko jednego mistrza, mieliśmy rozegrać trzy dodatkowe gry błyskawiczne. Nie potrafię opisać, co czułem na myśl o kolejnych dwóch grach. Wiedziałem także, że 20 minut nie jest moją najmocniejszą dyscypliną, szczególnie przeciwko tym dwóm sprinterom. W pierwszej grze spotkali się moi przeciwnicy, Arczi zagrał swój stary schemat i ponownie łatwo wygrał.
Moje następne dwie gry były bardzo strasznie podobne. Budowałem dobrą pozycję, lecz nie powiodło się i przegrywałem pod presją czasu. Przeoczyłem nawet moją pewną wygraną z Arczim w pierwszej grze, która dała mu mistrzostwo. Nie było już o co grać z Attilą. Co powiedzieć o moich uczuciach, jest chyba wciąż głęboka dziura w ścianie mojego pokoju. Trzecie miejsce było ogromnym rozczarowaniem, ale może następnym razem.
Co jest konkluzją finału? Z pewnością mogliśmy zobaczyć wiele znakomitych gier, a także kilka bardzo interesujących faktów. Trzech gracze, którzy byli w stanie ugrać 6 z 7 punktów z pewnością jest czymś wyjątkowym. Przed finałem byłem pewny, że nikt poza Attilą i Arczim (i mnie :))) nie może zdobyć tytułu, lecz spodziewałem się znacznie bardziej wyrównanego turnieju. Wyniki pokazały również, że 7 rund to wcale nie tak dużo i jest dobrze, że następne mistrzostwa gomoku są planowane na modelu renju AT. Podczas całego finału nie widzieliśmy też żadnego remisu, co być może jest jeszcze bardziej zaskakujące. Po wszystkim był to cudowny turniej i wspaniałe doświadczenie. I przede wszystkim wierzę, że gry które mieliśmy tutaj w Pardubicach były najlepszym przykładem piękna naszej gry, więc najważniejsze zadanie naszych mistrzostw zostało wykonane. Mogę mieć tylko nadzieję, że to pomoże przyciągnąć więcej ludzi do grania i że następne mistrzostwa będą nawet bardziej interesujące i ekscytujące .
Bo gomoku jest najlepszą grą na świecie.
Tłumaczenie - Michał Żukowski.