Relację z Drużynowych Mistrzostw Europy w Gomoku 2014 w Pradze chciałbym zacząć od chronologicznego opisu zdarzeń ze swojej perspektywy, czyli poczynając od soboty, kiedy to trwał już turniej, a ja podróżowałem do Czech. Ze względów prywatnych nie mogłem niestety uczestniczyć w zawodach od początku, co w pewnym sensie zdeterminowało przebieg turnieju pod kątem możliwych do wprowadzania zmian (zasady nie pozwalały na przemieszczanie się zawodników rezerwowych na poszczególnych stołach, a ponieważ w pierwszym dniu zastępował mnie Utratos, dlatego wiadomo było, że jedyne zmiany mogą być dokonywane przez nas na stole nr 3).
Nie ukrywam, że podróż do Pragi nie należała do przyjemnych. O ile do korków po naszej stronie w miarę zdążyłem się przyzwyczaić, o tyle wypadki drogowe nie są dla mnie (na szczęście) codziennością, a taka sytuacja miała niestety miejsce niedaleko za granicą z Czechami (w każdym razie obyło się bez rannych i ofiar w ludziach, więc los nie był okrutny). Dodając do tego kłopoty zdrowotne, które zaczęły się już w końcówce trasy i późną porę przyjazdu, wynikającą częściowo z problemów z odnalezieniem się w Pradze, do miejsca turniejowego – klubu Amfora – dotarłem ostatecznie około 3:00 nad ranem, w niezbyt dobrej formie. Co więcej, okazało się, że wszyscy poszli już spać (może to nie takie dziwne, chociaż miałem sms-owe zapewnienie od Zukole, że nasi gracze chodzą spać „późno”, ale pewnie każdy z nas miał inne rozumienie tego terminu), a ja „pocałowałem klamkę” (nie jestem pewien, ale to była chyba jedyna noc, kiedy ktoś zamknął drzwi Amfory na noc). Szczęśliwie udało mi się dodzwonić do ostatniej osoby z naszej ekipy, czyli Johnsa (inni albo nie odbierali albo nie wiedzieli, że odbierali ) i w końcu znalazłem się w (o)środku. Na miejscu okazało się, że cwaniaki pozajmowali dolne części łóżek piętrowych („polski” pokój miał cztery takie łóżka) i musiałem dodatkowo gramolić się na górę z duszą na ramieniu i obawami, czy rano zbyt aktywnie nie wstanę, narażając się na kontuzję, bo wcześniej z tego rodzaju łóżka chyba jeszcze nie korzystałem i nie byłem pewien, czy przy takim zmęczeniu będę pamiętał o użyciu drabinki ).
Już w drodze do Pragi byłem w bieżącym kontakcie sms-owym z Zukole, dzięki czemu wiedziałem jak przebiega rywalizacja. Sytuacja wyglądała nieźle. Kilka niespodzianek, a Polacy mieli 6,5 pkt. na 8, czyli wydawało się, że jest całkiem dobra perspektywa walki o medal (Johns zremisował z „Draw Machine” Pają, a Usiek przegrał z Iecem, któremu zdarzały się już dobre wyniki i ma doświadczenie w grach „live”, więc nie wyglądało na to, że są powody do niepokoju). Rzeczywistość okazała się jednak brutalna. Drugiego dnia przegraliśmy z Węgrami (1:3 - zapunktował tylko Johns) i Rosją (0,5:3,5 – remis Zukole z M.Kozhinem). Można się było pocieszać, że graliśmy z najtrudniejszymi rywalami, ale widać było, że Uśkowi nie idzie tak dobrze jak w Kurniku, a o podium będzie bardzo trudno. Dopiero po fakcie uświadomiłem sobie, że nie czułem się zbyt dobrze w trakcie gier.
W partii z M.Lomakinem byłem wręcz senny, a jak się później okazało były to początki (na szczęście krótkiej) choroby, której efektem było tragiczne samopoczucie i przymusowe wizyty w łazience, które prawie przypłaciłem odwodnieniem. O grze następnego dnia rano nie mogło być mowy, więc na stole nr 3 znów zameldował się Utratos (swoją drogą naszymi zmianami wprowadzaliśmy małe zamieszanie, bo decydowaliśmy o tym kto gra właściwie w ostatniej chwili i Organizatorzy zwykle nie trafiali z kartką przy stole z nazwiskiem gracza). Po południu poczułem się lepiej i znów się zamieniliśmy, niestety bez pozytywnego skutku, bo nie udało mi się zagrać dobrej gry z Teovanem. Złą passę kontynuował Usiek, przegrywał też Johns i tego dnia jedyny punkt dodał nam Zukole, wygrywając z Purkysem (do tej pory bez porażki!)… Czołówka była już daleko przed nami, a i widać było, że nawet o 4. miejsce nie będzie łatwo. We wtorek rozgrywana była już tylko jedna runda. Ja niestety uległem w dość wyrównanej mimo wszystko grze z P.Makarovem, Usiek też przegrał (z Baycem, którego nick poprawnie wymawia się Waus ), ale przynajmniej Zukole i Johns wygrali swoje gry, co przywróciło nieco optymizmu. Nadal jednak mieliśmy aż 4,5 pkt. straty do Czech B i 3 punkty do Rosji B. Wiadomo było również, że o 7. miejsce powalczy Team International z Czechami C, a obie drużyny są właściwie bez szans na wyższe lokaty.
Tego samego dnia przewidziane było wolne popołudnie, które zarezerwowano na rozgrywki piłki nożnej (oczywiście dla chętnych). Początkowo miałem nie grać, bo nie czułem się jeszcze optymalnie, a nawet nie miałem odpowiedniego obuwia, jednak w końcu wystąpiłem, i to w klapkach Podając odległość do boiska (niby 50 m) Bano zapomniał chyba o dwóch zerach Udało się wygrać moim drużynom dwa mecze, więc chociaż na jednym polu byłem przez chwilę zwycięzcą (ok, wygrałem chyba też wszystkie gry w piłkarzyki. No i w ping-ponga też nie szło mi najgorzej, ale zamieniłbym to oczywiście na chociaż parę dodatkowych punktów w gomoku).
Abstrahując od samej sportowej rywalizacji udało się również znaleźć czas na spotkanie dotyczące aktualnej sytuacji w świecie gomoku (i częściowo również renju), zainicjowane przez Antsa. Uczestniczyli w nim przedstawiciele kilku krajów (Czechy, Estonia, Polska, Rosja, Ukraina i Węgry),
a głównym tematem było zapytanie o możliwość zorganizowania przyszłorocznych Mistrzostw Świata, a także ewentualny sens rozdzielenia zawodów w obie gry (nie jest to jednak rekomendowane rozwiązanie). Wstępnie rozważano Tajwan jako gospodarza MŚ, ale ponieważ wiadomo, że nie wybraliby się tam Chińczycy, na co nie chce (czy nie może) pozwolić sobie RIF, postanowiono poszukać lokalizacji MŚ ponownie w Europie. Głównym kandydatem jest w chwili obecnej Rosja (Czesi również obiecali przemyśleć temat, ale nie byli optymistami, szczególnie mając na uwadze zorganizowanie w tym roku TGEC, ja natomiast zadeklarowałem, że również się nad tym zastanowimy, przy czym od razu zastrzegłem, iż szanse na przeprowadzenie MŚ w Polsce w przyszłym roku są bardzo małe). Widać w Rosji spore zainteresowanie gomoku (czego potwierdzeniem jest wystawienie dwóch drużyn w Pradze), ale mam wrażenie, że tamtejsi gracze renju nie są tak samo chętni do wsparcia tej inicjatywy i z rosyjskiej strony dochodzą sprzeczne sygnały). Istnieje realna szansa, że jeśli Rosja się nie zgłosi i nie pojawi się nagle nowy kandydat (raczej nie wchodzi też w grę Estonia i Szwecja), to za rok Mistrzostwa mogą się w ogóle nie odbyć…
Rozmawialiśmy również o promowaniu gomoku, inicjatywach typu turniej szkolny w Czechach (rozciągnięty ostatnio także na Słowację) i konieczności większej aktywności on-line, jak np. aktywny udział w Eurolidze, czy mecze międzynarodowe (w chwili obecnej jesteśmy w trakcie umawiania meczu z Rosją). Poruszony został także temat serwera do gry innego niż Kurnik, ale nie było zbyt dużo konkretów (wydaje się, że kilka osób w różnych krajach pracuje nad tym niezależnie, ale na razie bez spektakularnych efektów).
W środę wróciliśmy do grania i w końcu udało mi się przełamać. Dość wymęczone zwycięstwa z Mclanderem i Venyk (chociaż już same wygrane całkiem ładne) dały mi pierwsze dwa punkty w Mistrzostwach (jak się niestety okazało także ostatnie ). Swoją pierwszą wygraną odnotował też Usiek, kolejne punkty dołożyli Zukole(2) i Johns (1), więc 4. miejsce znów wydawało się osiągalne. Jasne było również (chociaż to już w zasadzie dużo wcześniej), że o tytuł walczyć będą Czechy, Rosja i Węgry (wzmocnione Gelo).
Kolejnego dnia nieoczekiwanie zmieniły się nasze plany i poszedłem grać z Otim zamiast Utratosa. Na miejscu oczekiwało mnie kolejne zaskoczenie, bo zamiast węgierskiego gracza czekał na mnie ze swoją rozrzutką Gelo (przygotowaną podobnież specjalnie na Utratosa) Żarty szybko się jednak skończyły. To zdecydowanie była moja najgorsza partia w turnieju – długo myślałem nad wyborem koloru. Ostatecznie, mając na uwadze zbyt dużą ilość wariantów zdecydowałem się na dołożenie kamieni. I tu też napotkałem problem, bo nie pasowała mi żadna z wymyślonych dostawek. Ostateczny wybór okazał się kiepski – musiałem bardzo ryzykownie bronić, aby nie utracić tempa, co okazało się przyczyną szybkiej (patrząc na ilość ruchów) porażki. Bilans 2-5 powodował, że nie mogłem być z siebie zadowolony. W tej rundzie zdobyliśmy tylko punkt (remisy Zukole z Gergo i Uśka z Dupskim - po 4 godzinach gry - ciekawa partia i chyba sensacja turnieju ), a nasza sytuacja znów zrobiła się nieciekawa. W następnej rundzie zagrał Utratos i udało mu się zremisować z M.Lomakinem, co należy uznać za dobry wynik. Zukole wygrał z M.Kozhinem, ale Usiek i Johns niestety przegrali swoje partie (odpowiednio z Furlą i M.Karasyovem), więc uzyskaliśmy 1,5 pkt. w tej kolejce. Przed ostatnimi trzema rundami wiadomo było, że praktycznie każdy układ na podium jest możliwy (Rosja prowadziła jednym punktem przed Węgrami, które wyprzedzały o jeden punkt Czechy), a my powalczymy z drugimi drużynami Czech (strata pół pkt.) i Rosji (przewaga pół pkt.) o 4. miejsce.
Właśnie w czwartek, w dużej mierze na wniosek polskich graczy, odbył się nie planowany początkowo turniej blitza. I podobnie jak w Tallinnie, był to bardzo dobry pomysł. Atmosfera była luźna (sprzyjało temu na pewno piwo serwowane przez Jussiego ), ale każdy chciał powalczyć
o wygraną. Chociaż część osób nie zdecydowała się na grę, preferując odpoczynek lub wyjście na miasto, to jednak w turnieju wzięło udział aż 20 osób. Rozgrywki zdominował Zukole, z którym poniosłem jedyną porażkę (meczową) w tym turnieju (0,5:1,5). Miałem jednak sporo meczów remisowych i zawaliłem ostatnią rundę – przy wygranej 2:0 miałbym 5. miejsce, co patrząc na obsadę uznałbym za sukces. Niestety w pierwszej grze mój przeciwnik (L.Soucek) blokował bardzo dobrze i jeszcze niesamowicie szybko, skutkiem czego zapełniliśmy prawie całą planszę.
W przedostatnim dniu turnieju graliśmy z Czechami A i B. Zadecydowaliśmy, że powinien grac dalej Utratos, który zdobył w tych grach punkt (wygrana z Teovanem i przegrana po trudnej i ciekawej grze z Ondikiem, chociaż z późniejszych analiz wynikało, że miał wygraną). Ja raczej nie zapunktowałbym lepiej. 1,5 pkt. dołożył Zukole (wygrana z Purkysem i remis z Bano), dla którego oznaczało to koniec turnieju (wygrał awansem z Bromozelem, który musiał wcześniej wracać do Rosji). Niestety, Usiek przegrał obie gry (z Kedlubem i Prudą), a Johns dołożył tylko 0,5 pkt. (remis z M. Hanzlem
i przegrana z Gregim). Uzyskane wyniki skomplikowały nam bardzo sytuację w tabeli, zwłaszcza że przeciwnicy punktowali. W rezultacie przed ostatnią rundą mieliśmy 2,5 pkt. straty do Czech B i 2 punkty do Rosji B, z którą czekał nas ostatni mecz. Można było liczyć, że wygrana w ostatniej rundzie 3:1 powinna dać nam co najmniej 5. miejsce, a może nawet 4. (Czechy B grały w niej z walczącą o tytuł Rosją). Bardzo ciekawie zapowiadała się ostatnia runda także (a może przede wszystkim) ze względu na zaciętą walkę o wygraną w TGEC. Węgry liderowały przed ostatnią rundą, z przewagą 1 pkt. nad Czechami i 1,5 pkt. nad Rosją. Paradoksalnie to ta ostatnia drużyna była w bardzo dobrej pozycji, bo Węgry miały grać z Czechami i patrząc na statystyki można się było spodziewać podziału punktów.
Jak już wspominałem prowadziliśmy w meczu 1:0 (wygrana Zukole awansem), zatem brakowało nam 2-2,5 pkt., aby móc uznać wynik sportowy za względnie udany. Ustaliliśmy ostatecznie, że Utratos zagra z P. Makarovem i tym samym każdy z nas rozegra po 7 gier. Nie wiem, czy bym podołał, bo mimo przegranej w pierwszej partii z tym zawodnikiem miałem wrażenie, że dobrze mi się z nim gra, do tego to był mój open. Utratos niestety przegrał, tak jak Usiek i Johns (odpowiednio z Baycem i Barbosem), co oznaczało, że zajęliśmy chyba najgorsze (biorąc pod uwagę nasz potencjał) miejsce, jakie można było sobie wyobrazić 4. miejsce zajęła zatem Rosja B, a na kolejnej pozycji uplasowała się druga drużyna Czech.
W międzyczasie rozstrzygała się walka o medale. Niespodziewanie M. Karasyov, grający bardzo dobry turniej, przegrał z M. Hanzlem, co oznaczało, że Rosja zakończy TGEC mając 42,5 pkt. na koncie. Tymczasem w meczu Czechy - Węgry Ondik wygrał z Gelo, Kedlub przegrał z Dupskim,
a Gregi zremisował z Pekingiem. Trwała ostatnia partia, która miała zadecydować o kolorze medali poszczególnych drużyn. Bano walczył z Gergo, a tabela top3 wyglądała następująco:
Węgry - 42,5 pkt., Rosja - 42,5 pkt., Czechy A - 41,5 pkt.
Wygrana Bano dawała tytuł Drużynowego Mistrza Europy Czechom, a Gergo wystarczał remis, aby zapewnić wygraną Węgrom! Scenariusz rodem z filmów Alfreda Hitchcocka Warto podkreślić, że chyba około połowy ostatnich kamieni pojawiło się na planszy od momentu, kiedy obaj zawodnicy mieli po mniej więcej 2 minuty na zegarze. Jest to możliwe przy 30 sekundach dodawanych za każdy ruch. Emocje sięgały zenitu, Gergo wydawał się kontrolować grę, Bano próbował różnych pułapek, ale zawsze była jakaś obrona i ostatecznie widać było, że nie uda się nikomu wygrać. Dwaj czołowi zawodnicy tych Mistrzostw zgodzili się na remis, co zapewniło końcowy sukces Węgrom (wraz z Gelo), a Rosji srebro. Czesi zakończyli zawody na 3. miejscu i nie udało im się obronić tytułu wywalczonego przed dwoma laty na Węgrzech. Gratulacje dla podium! Jak widać ściany nie zawsze pomagają gospodarzom, którzy stracili kilka punktów w grach
z rodakami (inaczej niż 2 lata temu). Postawa Purkysa i Pai pokazała, że każdy traktuje zawody (i wszystkich rywali) poważnie, nie można też nikomu zarzucić zachowań niezgodnych z duchem fair-play! W tle International Team zremisował z Czechami C, zapewniając sobie 7. miejsce.
Na poszczególnych stołach najlepszy wynik osiągnęli kolejno: Bano, Dupski, M. Lomakin i M. Karasyov. Należy przy tym podkreślić, że najbardziej zacięta była rywalizacja na najtrudniejszym pierwszym stole, gdzie niewiele zabrakło Zukole do wygranej. Był to też niestety jedyny stół, na którym Polak był wysoko, zatem nie dziwi niska pozycja naszej drużyny. Dla mnie graczem turnieju był Dupski, który nie przegrał żadnej z 14 gier (odnotował tylko dwa remisy – z Furlą i Uśkiem), przebijając chyba tym osiągnięcie Puholka sprzed dwóch lat.
Ostatniego dnia miała miejsce ceremonia zamknięcia Mistrzostw, gdzie wręczono dyplomy, medale i puchary oraz wyróżniono liderów stołów i zwycięzców zorganizowanej podczas Mistrzostw zabawy w typowanie wyników (wygrał bodajże Zukole ). Wyświetlony został również filmik nagrany podczas TGEC, który wywołał sporo pozytywnych emocji. Wieczorem rozpoczęła się pożegnalna impreza, z obiecanym gratisowym piwem i grillowym mięskiem, a zależnie od upodobań gracze mieli okazję zmierzyć się w rozgrywkach pokera, ping-ponga (tradycyjna zabawa w „bieganego”) oraz piłkarzyki. Nie mogło się oczywiście obyć bez jakichś ciekawych akcji. Nie licząc Deafbata, który bawił się w DJ-a i wizyty policji czeskiej w związku z nadmiernym hałasem (która zakończyła się niestety mandatem), niezłym figlem popisał się Bano. Na imprezie pojawiła się nowa osoba, ktoś nie grający w turnieju i Władek powiedział, że to Parez. Przedstawiłem się Nickiem i zdziwiłem nieco, że mnie nie kojarzy. Dopiero po jakimś czasie okazało się, że to w ogóle nie jest gracz gomoku Tradycyjnie zabawa była przednia, ale mając na uwadze czekającą nas na drugi dzień długą podróż nie bawiliśmy się szczególnie długo, chociaż i tak usnąłem dopiero jakoś nad ranem.
Podróż powrotna na szczęście przebiegła w miarę spokojnie. Odwiozłem Johnsa na dworzec we Wrocławiu, gdzie towarzysko zdecydował się wysiąść także Zukole, któremu oferowałem podwiezienie do Żmigrodu, a następnie odstawiliśmy Uśka i w końcu Utratosa do Warszawy. Mimo lekkiego nadłożenia drogi i tak byłem w domu relatywnie wcześnie – około północy. Przyznam szczerze, że po zapakowaniu bagaży (co nie było łatwe) i ulokowaniu się chłopaków w samochodzie byłem pełen obaw, bo niebezpiecznie obniżyło się podwozie, ale jakoś jednak daliśmy radę Tym samym po nieco dłuższych niż tydzień zmaganiach kolejne wydarzenie ze świata gomoku było za nami!
Podsumowując TGEC 2014 chciałbym zacząć od rozczarowań związanych z Mistrzostwami. Przede wszystkim, jak nietrudno się domyślić, nie jestem zadowolony z wyniku sportowego, który uzyskaliśmy, w tym oczywiście także ze swojej postawy. Nie chcę się usprawiedliwiać, ale wyjątkowo nie podpasował mi skład drużyn przeciwnych na trzecim stole, a i układ gier oraz forma fizyczna nie pomogły mi w osiąganiu dobrych wyników. Mam wrażenie, że stać mnie na nieco więcej i myślę, że przynajmniej w 1-2 partiach mogłem powalczyć jednak o wygraną. Z drugiej strony tego typu turniej pokazuje, jak trudno gra się na tak długie czasy. Do tej pory grywałem na Mistrzostwach Świata, ale jako że nie kwalifikowałem się do turnieju A, miałem do czynienia
z czasem 90 minut na grę. Podstawowa umiejętność (oczywiście poza tymi czysto sportowymi), to właściwe rozłożenie czasu i dbanie o elementy kondycji fizycznej (jak wstawanie od stołu, wizyty w łazience, spożywanie posiłków, itp.). Wydawać by się mogło, że nie jest to aż tak istotne, ale każdy element mogący wpłynąć na zachowanie pełnej koncentracji, ma znaczenie. Nie można też popaść oczywiście w skrajności, dużo zależy od przeciwnika i pozycji na planszy. Ale moje doświadczenie jest takie, że chwila dekoncentracji, jedno błędne zwizualizowanie pozycji, może kosztować porażkę. Błędne jest też myślenie, że skoro przeciwnik ma Kurnikowy ranking na poziomie około 1700-1800, to nie trzeba będzie się wysilać, aby wygrać. Na dłuższe czasy wygląda to zupełnie inaczej, bo ewidentnie widać, że niektórzy mogąc dłużej pomyśleć, stają się zdecydowanie lepszymi graczami niż online.
Z tym wszystkim powiązane jest drugie rozczarowanie, czyli postawa Uśka w trakcie turnieju. Przyznam szczerze, że bardzo cieszyłem się z jego decyzji o dołączeniu do drużyny, częściowo ze względu na świadomość siły gry, której doświadczałem na co dzień online, ale głównie ze względu na fakt, iż liczyłem na pozytywne zweryfikowanie się Uśka w związku z pojawiającymi się oskarżeniami o nieczyste zagrywki, co niestety nie nastąpiło… Nie chciałbym rozwijać tego wątku, ale zapewniam, że Usiek nasłuchał się od nas sporo w Pradze. Chciałbym też, aby była jasność – nie zamierzam Uśka o nic oskarżać i tak jak powiedziałem mu na miejscu - w zgodzie z własnym sumieniem powinien przemyśleć tę sytuację i wyciągnąć odpowiednie wnioski. Usiek to sympatyczny i jeszcze młody chłopak, a nagonka online niczemu dobremu nie służy. Natomiast miałem okazję słuchać go w Pradze, grać mecze towarzyskie, trochę też wspólnie analizować i pomimo dużej wiedzy teoretycznej (nie nadążałem nieraz słuchać o openach nazywanych konkretnymi koordynatami na planszy) trzeba powiedzieć wprost, że różnica pomiędzy Uśkiem „real” i „online” jest po prostu bardzo duża, co ciekawe wydaje mi się, że nie tylko w sferze samej gry, ale i ogólnego zachowania. Zgodnie ze starą dobrą zasadą „co było na turnieju, zostaje na turnieju” nie planuję więcej pisać na ten temat, ale przyznam szczerze, że nie spodziewałem się, iż Usiek nie poprawi swojego rankingu w Pradze, co niektórzy zdążyli mi już wytknąć
Ostatnie rozczarowanie to fakt trudności z wystawieniem polskiej ekipy na TGEC, pokazujące w jakim kryzysie znalazło się polskie gomoku. Zależnie od momentu w ostatnich kilku miesiącach ilość chętnych do wyjazdu osób wahała się od 3 do 9, a u poszczególnych graczy od 1 do 99% szans na dołączenie do drużyny Wiadomo, że wyjazd wiązał się z pewnymi kosztami i tym razem nie było żadnych dofinansowań, a sam turniej miał trwać tydzień. Ale naprawdę nie licząc MŚ trudno o lepszą okazję do pogrania na takim wysokim poziomie, a tym bardziej z możliwością reprezentowania własnego kraju. Część osób wie, że na miejscu był przez kilka dni Arczi, ale niestety nasz najlepszy w historii gracz nie jest już zainteresowany rozgrywkami i był po prostu towarzysko, jako turysta.
Niezależnie od tych kilku rozczarowań turniej mimo wszystko (licząc także moje różne kłopoty personalne) będę wspominał pozytywnie. Pomimo trudności z zebraniem składu, jednak udało nam się wystawić drużynę na kolejnych TGEC! Owszem, nie był to na pewno optymalny zespół po naszej stronie, bo z całym szacunkiem dla mnie, Johnsa i Uśka (przynajmniej tego, którego widzieliśmy w Pradze), sporo nam brakuje do światowej czołówki, z którą trzeba się było mierzyć w Pradze. U chłopaków może jest to kwestia braku doświadczenia, ale ja odczuwam boleśnie braki w teorii i skutek braku czasu na odpowiednie przygotowanie (jeśli coś by mi to pomogło ). Ciężko coś powiedzieć na temat możliwości Utratos - finalista A MŚ miał jednak trudności, które moim zdaniem wynikały z braku ogrania i Maciek, pomimo sporego potencjału, może lekko nie nadąża za nowymi trendami w grze Natomiast zdecydowanie na plus oceniam postawę Zukole, który był prawdziwym liderem naszej drużyny i jedynym zawodnikiem, którego śmiało można wpisywać do naszego optymalnego składu. Michał pokazał, że niestraszna mu presja i rywalizacja z najlepszymi, omal nie wygrywając pierwszego stołu – szacunek Żeby było tego mało, znajdował jeszcze czas na przepisywanie gier (nie wiem dokładnie, ale podejrzewam, że ponad 80% zapisów na GomokuWorld to dzieło Michała ) Prawda jest taka, że szkoda mi go było, bo na pewno marzyli mu się lepsi koledzy w drużynie Mogę jednak zapewnić, że każdy się starał i próbował grać swoje optimum (w porządku, niektórzy z nas czasem stosowali kontrowersyjne zagrywki taktyczne ), być może mogliśmy nieco inaczej pokombinować ze zmianami na 3. stole, ale Utratos uczciwie sygnalizował, że nie planuje grać zbyt dużo i jedzie też w dużej mierze towarzysko/turystycznie.
Z perspektywy naszego Stowarzyszenia pozytywnym wydarzeniem było również odebranie nowych elektronicznych zegarów z dodawanym czasem za ruch, które zdecydowaliśmy się zakupić! Tym samym, mając do dyspozycji taki sprzęt jaki był używany m.in. podczas MŚ i TGEC, możemy rozgrywać zawody blitza i wprowadzić nowe parametry czasowe na naszych turniejach!
Ogólnie był to bardzo ważny i udany turniej! Porównując go z zawodami sprzed dwóch lat, które odbyły się na Węgrzech, należ odnotować przede wszystkim pojawienie się Rosjan (i to dwóch ekip), którzy nie tylko są ostatnio nacją chyba najbardziej aktywną w świecie gomoku, to przede wszystkim są po prostu silnymi graczami, którzy podnoszą sportowy poziom zawodów. Czesi stanęli na wysokości zadania, wystawiając aż 3 drużyny i wzmacniając dodatkowo drużynę międzynarodową. Ponadto organizacyjnie nie można im niczego zarzucić. Graliśmy w miejscu noclegu, a gospodarze pomagali w miarę potrzeby organizować wolny czas i załatwiali od ręki inne kwestie, które się pojawiały. Jedyny drobny mankament to limitowany Internet w Amforze, no ale nie ma co zbytnio na to narzekać Warunki sanitarne były w porządku i pomimo tylko dwóch pryszniców i ubikacji męskich, wszystko było jak należy
Ostatecznie w zawodach wystartowało 39 osób w składzie 8 drużyn. W Pradze reprezentowanych było jednak aż 8 krajów (Czechy - 17 osób, Rosja - 8, Polska, Węgry - po 5, Estonia, Finlandia, Słowacja, Ukraina - po 1 graczu). W rozgrywkach wzięło udział 35 mężczyzn i 4 kobiety Warty podkreślenia jest fakt, że nie licząc braku kilku polskich czołowych graczy (np. Adifek, Arczi, Gacul, Jas i Puholek) i Attili, generalnie zjawiła się prawie cała europejska czołówka, a gry stały w większości na naprawdę wysokim poziomie. Widać, że to ważna impreza dla świata gomoku i na pewno potrzebna, wypełniająca lukę w związku z rozgrywaniem co 2 lata MŚ i cementująca środowisko. To także doskonała okazja dla mniej doświadczonych graczy, jak np. u nas Johns i Usiek, do zapoznania się ze specyfiką poważnego turnieju międzynarodowego, a zależnie od aspiracji, zwiększająca motywację do pracy nad sobą lub wpływająca na zakończenie przygody z grą (u niektórych może być krótkotrwałe ).
Ważnym aspektem jest również wspomniana przeze mnie wcześniej dyskusja na temat rozwoju gry. Czy przyniesie wymierne efekty pokaże czas, natomiast jeden już mamy (o czym w odrębnym temacie) – wstępnie porozumieliśmy się podczas imprezy pożegnalnej w sprawie rozegrania meczu towarzyskiego z Rosją
Na zakończenie chciałbym pogratulować raz jeszcze zwycięzcom i organizatorom oraz podziękować serdecznie tym drugim, a także wszystkim pozostałym uczestnikom, za bardzo dobrą atmosferę w trakcie kolejnego święta graczy gomoku. Z każdym można było porozmawiać, pożartować, wymienić opinie, czy czasem zagrać towarzysko lub coś poanalizować. Walka była zacięta, ale fair i oby tak dalej! Szczególnie dziękuję oczywiście kolegom z drużyny - po prostu za obecność, wspólne dzielenie trudów turniejowych (chrapanie, ćmy oraz inne cole i fasole ), wyprawy na posiłki i zakupy oraz częste żarty, nawet jak nie zawsze było do śmiechu No i za szczęśliwą wspólną podróż powrotną!
Tradycyjnie proszę o ewentualne uzupełnienia lub korekty pozostałych uczestników TGEC 2014, a inne osoby o zadawanie pytań, jeśli jest jeszcze coś, czego chcielibyście się dowiedzieć, a nie boicie się zapytać
Pozdrawiam
Angst